Z Rho 10 minut złapaliśmy stopa do granicy. Potem mieliśmy wiele szczęścia, bo poznaliśmy Niemca, który powiedział, że podrzuci nas do Lucerny. Ale tak się fajnie jechało, że wysadził nas w centrum Zurichu. Gosiciliśmy u Dunii i Alberto - retro pary zakochanej we wszystkim, co dawne jakby zamrożeni w epoce.
-Kim jesteście? Rosjanami, Włochami...zupełnie nie pasujecie do szwajcarskiej precyzji?
-Nie, my naprawdę jesteśmy nudnymi serami.
Ron odpadł, Alberto pracował, więc z Dunią usiadłyśmy przy kawie, ale nie mogąc usiedzieć bez czynnie zaczęłyśmy gotować. To fascynująca dziewczyna. Mieszkała jakiś czas w Białorusi. Znała również Warszawę i Kraków. Ba! znała piosenki Marka Grechuty, Jeremiego Przybory i Mieczysława Fogga. Mało tego wkrótce między krojoną cebulę i marchewkę, wpłynęła słodka melodia "Pamiętam Twoje oczy". "Takie rzeczy to tylko w erze." Miałam wrażenie, że spotykam bratnią duszę. Szkoda, że Ron nie złapał takiego klimatu z chłopakiem Duni. Gdy chłopcy wpadli do kuchni, zburzyli intymny nastrój kobiecych rozmów na sprawy, które nie śniły się filozofom. Jedzenie łagodzi obyczaje, a włoskie wino jeszcze bardziej...cudowny wieczór. o 21 już spaliśmy :)