Po uroczej Wenecji, studenckiej Bolonii, czas na Mediolan: Duomo, sklepy, aperitivo, a dla mnie odwiedziny u Kasi i Paolo. Po 2 godzinach znaleźliśmy się na ostatniej stacji metra. Wieczór upłynął w cudownej atmosferze, nie obyło się bez wyborowej i spagetti:)))
Drugiego dnia zaliczyliśmy pierwszą spinę z Ronem. Morale siadły tak, że dopiero wnętrze katedry rozwiało fochy i złą energię. Następnym punktem programu było kupowanie pamiątek czyli szukanie Dehatlona. O tak, należy podążać za modą, a polary w Mediolanie na promocji już za 5 eu - grzech nie skorzystać hahah
W Mediolanie mimo przepychu architektury, tętna miejskiego wiru, nie czuliśmy się dobrze. Najoptymalniej było w Rho pod Mediolanem, gdzie nie ma nic cenniejszego niż towarzystwo dawno nie widzianych przyjaciół.