Kocham samoloty, kocham latać, lubię zarówno moment lądowania jak i wzbijania w powietrze. Tym razem, po 2 tygodniach on the road, to było jak zdrada autostopa. Zamykam oczy - otwieram i jestem w Kraku. Tak szybko, bez powolnego odkrywania jak zmienia się krajobraz. Bez górskich szczytów, które delikatnie, powolutku przechodzą w płaszczyzny... Jutro do pracy, powrót do normy, do umysłowego niewolnictwa czy akceptację tego co się ma??? nie wiem. Wiedziałam tylko tyle, że odczuwam brak i nie potrafię określić czego.
Już tęsknię za następnym razem, kiedy wyciągnę kciuka i pojadę przed siebie.