styczeń 2008:
Miał być Istanbul, ale bilety kosztowały za dużo. Wróciłam do domu, pogadałam na czacie z Neilem - co robić jechać do tej Turcji czy nie. A on na to "Wiesz, co jedźmy odwiedzić Jo" - ja na to "OK, jedziemy!". Na drugi dzień poszłam poszukać jakieś taniej odlotowej opcji i znalazłam: za 700zł Kraków - Lisboa i z powrotem.
I tak 2 marca 2008 dotarłam do Portugalii. Mój pierwszy prawowity host: Jose, prosto z lotniska zabrał mnie w głąb Alfamy. Ciepły wiatr, romantyczna restauracyjka, aluzejlos, dorsz, wino i rozmowy o Portugali. Niesamowicie klimatyczne miejsce. Ok 23 zamknięto drewniane drzwi, wszyscy umilkli, a na "scenę" wyszła młoda dziewczyna w towarzystwie dwóch gitarzystów. Na koniec zaśpiewał nam również jej dziadek. Jakie było moje zaskoczenie gdy nie znaną z imienia pieśniarkę zobaczyłam w "Fados", tam występuje z aparatem na zębach...wow
Usłyszałam piosenkę, której nigdy nie zapomnę:
"Twoje imię chciałam położyć na wietrze i dać mu odlecieć,
lecz wiatr wieje, a Twoje imię wciąż do mnie powraca"
Oto jak w pierwszy wieczór można po uszy zakochać się w fado, Alfamie i dziękować Bogu, że wynalazł COUCH SURFING!!!!!
Wróciliśmy do hosta, który zapowiedział, że przed 12 nie wstaje, a ja ustawiłam się z Neilem na drugim końcu miasta. Z bólem serca obudzałam go o 11 i dotarliśmy "just on time".