jesteśmy
Bornemouth - pełne staruszków i Polaków i innych emigrantów szukających pracy
Przepracowaliśmy 1 boży dzień sprzątając u bardzo sympatycznych Hindusów.
Po 2 dniach wuczenia się po nudnym Borenemouth, postanowilismy explorować okolice.
I tak jeden deszczowy dzień w Christchurch. Piekny kościół i ruiny średniowiecznego zamku.
Kolejny miejsckim autobusem jak najdalej się dało czyli do Pool, w okolicach Dorset (pilnie wypatrywaliśmy Madonny - z marnym skutkiem). Zwieliśmy prom w stronę Old Harry Rocks, a potem godzine czekaliśmy na autobus. Postanowiłam złapać stopa i tak zastrzymał się mały czerwony garbusik z mamą i dzieckiem.
dziecko : co to za ludzie?
mama: to autostopowicze z Polski, podróżują autostopem, jak będziesz duży to też sobie pojeździsz:)))
Wysiedliśmy i zlało nas na maxa, ale gdy wreszcie wydrapaliśmy się na wierzchołek (idąc oczywiście cali przemokliśmy) ujrzeliśmy przepiękne białe skały. Dlaczego Old Harry? Są dwie wersje jedna mówi, że Harry to diabeł i tam jest jego legowisko, a druga (która bardziej przypadła mi do gustu) skały otrzymały imię po słynnym piracie z Pool - Harrym Paye. Z braku przewodnika nie dowiedzieliśmy się nic więcej. W drodze powrotnej też postawiliśmy na stopa i tak zatrzymała się taksówka. A my na to, że my "hitchiking", a kierowca "no problem, I just finish job" i jedzie do Bournemouth. To jeden z tych jegomościów co to lubi się wygadać, więc w drodze powrotnej dowiedzieliśmy się wszystkiego o cenach ziem, najnowszych dowcipach i plotkach (na pierwszej stronie gazety relacja z Big Brothera).
Jakiś czas później dołączyła do nas Gosia. Pojechaliśmy zwiedzić Stonehenge i Katedrę w Salisbury. "6 funtów za stertę kamieni, mogłam za to mieć torebkę" - narzekała Gosia, ale ja się jarałam ta kupą kamieni. Wyobrażałam sobie jak niesamowicie musi tu być przy okazji przesilenia słońca, kiedy to hipisi i new ageowcy zbierają się czerpać słoneczną energię czy też z innych nie znanych mi powodów.
Po jakimś czasie wróciliśmy do Pool, ale już nie udało nam się dostać na Old Harry Rocks, a szkoda, bo miejsce urocze. Kocham te śnieżnobiałe klify.