Zmęczeni niepowodzeniami w Bournemouth, udajemy się z powrotem do Londynu, by tam odnaleźć "kolegów kolegów". Owi koledzy Mateusz i Milo, pracują na farmie pod Londynem. I byli tak spragnieni gadania po polsku, że zostaliśmy przyjęci jak bogowie.
Połączenie z centrum Londynu idealne, kolejką do Uxbrige i kilka kilometrów w stronę Heatrow. Natura, piękna (ale i zmienna pogoda) jest tak niesamowita, że nawet nie chce się nam zwiedzać centrum. Godzinami łazimy po ścieżkach w okół farmy, natrafiamy na sady...bosko.
Drugiego dnia postanowiliśmy przyrządzić chłopakom coś polskiego. Padło na placki ziemniaczane, które zrobiłam z taką gorliwością, że jedliśmy je przez następny tydzień.
centrum Londynu
z tygodniowego pobytu u chłopaków, tylko raz zmusiliśmy się, żeby pojechać do centrum i tak:
Tower Bridge
Tower of London
Monument, gdzie chcieliśmy wsiąść w metro, ale akurat był alarm terrorystyczny, więc poszliśmy pieszo, ale gdy uzmysłowiliśmy sobie jak wiele nas dzieli od calu, wpakowaliśmy się w podwójny autobus. Tak dotarliśmy do Katedry Św. Pawła. Gdzie pierwszy raz w życiu odpuściłam sobie wejście do świątyni (z powodu 8 funtów). Stamtąd na Trafalgar Square. Do placu dochodzą ulice: od zachodu Pall Mall, od wschodu Duncannon St. - serce maista:) Podobno wielkie lwy koło fontanny zostały wytopione z części łupu zagarniętego francuskiej flocie - ciekawe.
A my dalej dreptamy do Pałacau Westminsterskiego. Nasz londyński spacer kończy się w Hide Parku, gdzie integrujemy się z lokalsami (wiewiórkami).