To był cudowny czas, z dala od brokatów i strojów na jedną noc. I zaraz z Beskidu pojechałam do Afryki, bo już w drodze zaczytałam się w opowieści Kingi z książki "Moja Afryka". Porywa mnie jej niezależność i .... w telewizji akurat film o Kenii z piękną muzyką - gdyby Kinga tam dotarła pewnie by kupiła całą wioskę dzieciaków. Zaraz po filmie ocierając łzy pobiegłam do netu i...wow taka dziewczyna naprawdę istniała i od razu pomyślałam o Kindze i jej działaniach. Rafał -nasz kolega z ekipy mi mówił, że żyjemy w takim dobrobycie, że nie mając pojęcia co to znaczy nie mieć jedzenia, wody. Nasz dobrobyt zaślepia nas, jest jak powiedziała Kinga "zbyt wygodnie"...i poczułam jakiś rodzaj najzwyklejszego wstydu, że mam takie wygodne życie. Nie żyję pełnia....i też Gosia swoją całą energią i pomysłami, dotknęła takiego punktu w moim sercu, który poruszony piszczy "rusz się zrób coś" - chcę go zignorować i wymyślam tysiąc wątpliwości żeby go zagłuszyć i nie wyruszyć. To ze strachu czy dam radę, czy uzbieram kasę...
takie oto refleksje przywiozłam z Beskidy Niskiego
kiedy znowu tam wrócę? kto zabiera się ze mną?